sobota, 16 stycznia 2016

WOJENNI KOCHANKOWIE

Jedzie, jedzie pociąg z bezkresnej dali,
jeszcze nam wszystkiego nie odebrali,
nikt nie jest pewien swego dalszego losu,
zawsze kochałem zapach Twoich włosów,

zawsze ubóstwiałem spleść z Tobą dłonie,
zawsze lubiłem dotknąć Twoje skronie,
jakieś zło wtargnęło w nasze życie nagle,
czuję, że zaraz utonę w niepewności bagnie.

Jedzie, jedzie pociąg, kiedyś się zatrzyma,
nie wiem już sam, czy to jesień, czy to zima,
smród i zaduch wokół, mózgów strachu wrzenie,
czemu nas spotkało takie upodlenie?

ściskasz moją dłoń, w psychodelicznej wrzawie,
wiedz, że przecież nigdy Ciebie nie zostawię,
zawsze chciałem abyś była bezpieczna,
lecz ta sugestia jest teraz niedorzeczna…

Jedzie, jedzie pociąg, jak szalony pędzi,
krew pulsuje w głowie, jestem na krawędzi,
nie bój się miła, jedziemy gdzieś pracować,
pragnąłbym Cię tak bardzo teraz pocałować,

a serce me kołata, siódmy dzień podróży,
bolą strasznie nogi i przestają służyć,
patrz – każda twarz jest inna, każda coś przeżywa,
mężczyzn, kobiet, dzieci, szloch się nie urywa.

Jedzie, jedzie pociąg, słychać stukot kółek,
nie mogę skupić myśli, wpadłem w zaułek,
chyba umrę z głodu, musimy wytrzymać,
wiem, że też się boisz, nie ma co ukrywać,

popatrz, ktoś leży, chyba się nie rusza,
w dołku mocno ściska, w ustach wielka susza,
widzę Twe smutne oczy, a w okienku kraty,
runął mój umysł, z logiki jest obdarty…